No nie wejdę w końcu i nawet jednego zdjęcia nie zrobię – myślałem zdenerwowany, gdy próbowałem dostać się jak najbliżej prezbiterium kościoła św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. A tłum gęstniał szybko. Biegałem od wejścia do wejścia, by z każdą minutą przekonywać się bardziej, że nic z tego. BOR odciął pół świątyni, bo z przodu była premier Beata Szydło i inni oficjele. Już tylko balkon został. Więc chodzę w te i we wte, żeby znaleźć choćby trochę przestrzeni w kierunku ołtarza, którą mógłby spenetrować obiektyw. To nie takie proste, bo grube filary kościoła i sztandary zawieszone na wysokości balkonów utrudniają zobaczenie czegokolwiek w dole, jeśli nie siedzi się w dogodnym miejscu przy balustradzie.
A jeszcze modlitwa, adoracja. Jestem wprawdzie swoim własnym reporterem, ale też przyszedłem na Mszę świętą – sam się mityguję. Na szczęście skrawek wolnej przestrzeni, by uklęknąć szybko się znalazł. Próbuję się wyciszyć.
W końcu wbiłem się między ludzi. Dobra, starsza pani, była bardzo wyrozumiała i zgodziła się przez pół Mszy oglądać z bliska moje plecy, gdy prowadziłem transmisję na Facebooku. W końcu… nie zrobiłem żadnego zdjęcia, poza tym jednym, które widzisz na samej górze wpisu. Ale live był, chociaż z daleka… To zdjęcie poniżej, to od kolegi, Grzegorza Szczeciny, który przyjechał z Lublina. W ogóle spotkałem paru znajomych, którzy również przyszli na spotkanie z ks. Jerzym.
Tak jest co roku. To znaczy te tłumy podczas rocznicy męczeńskiej śmierci ks. Jerzego. W pierwszej chwili wydaje się, że jest wielkie zamieszanie: dokoła biegają księża, chodzi mnóstwo sióstr zakonnych w przeróżnych habitach, hutnicy w swoich kapeluszach (kiedyś, za dziecka, myślałem, że to kowboje), górnicy w białych pióropuszach, sztandary, mundury, stroje ludowe. Każdy przemieszcza się pozornie chaotycznie, ale tak naprawdę, organizacja jak w ulu pełnym pszczół – nic nie dzieje się przypadkowo.
Przy każdym wejściu do kościoła bezwzględni cerberzy – Kościelna Służba Porządkowa, przemieszana z seminarzystami (trochę tacy wyrośnięci ministranci). A na dokładkę jeszcze BOR.
Przy grobie mokli żołnierze na warcie honorowej. Tak, padało całkiem nieźle. Pamiętam różne dziewiętnaste październiki przy Kostce, ale tegoroczny był wyjątkowo mało pogodny. Odczułem to już po Mszy, gdy delegacje składały kwiaty przy grobie ks. Jerzego. Wlazłem na mur przy kościele, by zrobić kolejną transmisję i mokłem. Ale przynajmniej coś widziałem zza sztandarów i ludzi.
I wiesz co? Miałem takie poczucie, że On tu jest. Nie przez świętych obcowanie, ale taki żywy człowiek, jak ja czy ty. Że to kolejna ze słynnych Mszy św. za Ojczyznę, które odprawiał co miesiąc. Chyba tak było wtedy. Taka atmosfera święta, radości. Tylko, że już bez ubeków i gumowych uszu. Żeby tylko ci wszyscy politycy co tu przyszli zmiękli przed Panem Bogiem dzięki ks. Jerzemu. Żebym miał pewność, że o każdego człowieka będą walczyć tak, jak o każdego wyborcę. Żeby znaleźli w sobie choć trochę odwagi ks. Jerzego biorąc się za rzeczy tak fundamentalne, jak życie nienarodzonych. I żeby te wszystkie szafy pancerne popruli, w których pewnie leży tak długo wyczekiwana prawda o kulisach śmierci ks. Jerzego.
Gdy prowadziłem transmisję z homilii kard. Nycza (co oznacza jednocześnie nagranie), to poczułem się przez chwilę, tak, jak ci, którzy przychodzili z grundigami i nagrywali na kasety kazania ks. Jerzego.
Czasy się zmieniły, ale nadal się nagrywa Msze w Kostce. I transmituje prosto do serca, że ksiądz Jerzy całą swoją służbę zawierzył Bogu, że „jeśli Bóg z nami, to kto przeciwko nam?”, a to pomaga znosić cierpienia, ucisk, niedostatki. Że ziarno musi obumrzeć, by dać początek życiu. Że tak jak za czasów ks. Jerzego, tak i dzisiaj, godność człowieka jest narażona na różnych etapach życia. Niby nic nowego, ale gdy mam świadomość, że tego wszystkiego doświadczył ks. Popiełuszko, to jest to jak paliwo dla mnie. Takiego Bożego trenera życzę każdemu. Nic nie odłączyło go od Boga.
Posłuchaj wywiadu ze mną w Polskim Radiu: Wirtualne sanktuarium ks. Jerzego Popiełuszki